Treść strony SEZON 2011/

Potrzeba świeżej krwi
Mariusz Czerkawski mówi nam o mistrzostwach świata, polskiej lidze, współpracy z kadrą i grze w golfa


Rozmowa z MARIUSZEM CZERKAWSKIM, byłym znakomitym hokeistą m. in. NHL, olimpijczykiem, reprezentantem Polski.

Janusz Bąkowski: W niedzielę zakończyły się na Słowacji mistrzostwa świata hokejowej elity. W finale oglądaliśmy bratobójczy pojedynek Skandynawów. W walce o brązowy medal spotkali się Czesi i Rosjanie. Co powiesz o tych meczach?

Mariusz Czerkawski: Finowie zaimponowali przede wszystkim niezwykłą siłą charakteru, nieustępliwością, walką o każdy krążek. Bramkarz fiński bronił doskonale. Bardzo ważnym momentem w meczu była wyrównująca bramka zdobyta przez Finów na siedem sekund przed końcem drugiej tercji. W trzeciej części dostali skrzydeł i rozjechali Szwedów jak walec. Jeśli chodzi o mecz o trzecie miejsce, to Rosjanie, niestety, zawiedli na całej linii. Ich wielka gwiazda, Aleksander Owieczkin, niczym specjalnym się nie wyróżniał. Czesi z kolei grali konsekwentnie swoje. W ten sposób byli w stanie też i przy okazji sprawić radość kibicującym im Słowakom, których drużyna, mimo wysokich aspiracji, nie zmieściła się w pierwszej czwórce tych ciekawych mistrzostw.

J.B. Co powiesz o poziomie tegorocznych mistrzostw świata?

M.Cz. Był on bardzo wyrównany. W grze takich drużyn jak Norwegia, Dania, Szwajcaria czy Niemcy było widać wyraźne zmiany. Angażowanie najlepszych trenerów świata, wspólne seminaria, pójście z trendami najnowocześniejszego szkolenia w zakresie podstaw gry, uczenie się od hokejowych prymusów, przynosi dobre efekty.

J.B. Reprezentacja Polski w mistrzostwach Dywizji I rozegranych na Ukrainie, zamiast zamierzonego awansu do elity światowej spadła jeszcze niżej i znalazła się w grupie C. Jak podsumujesz ten wynik?

M.Cz. Oczywiście wielka szkoda, że tak się stało. Teraz będziemy prawdopodobnie najlepsi w grupie C. Musimy konsekwentnie iść do przodu. Jeżeli nie będzie jednak pozytywnych zmian w cyklu szkolenia najmłodszych adeptów, zwiększenia zainteresowania tą dyscypliną sportu, wzmacniania grup młodzieżowych, to nadal będzie nam ciężko szło. Być może trzeba byłoby przeprowadzić restrukturyzację w klubach. Spowodować, aby w lidze było jak najwięcej zaciętych, na najwyższym poziomie spotkań. Potrzebne są spore pieniądze, aby móc uczyć się od najlepszych na świecie. Za darmo, niestety, do nas nie przyjadą.

J.B. Gdyby to od Ciebie zależało, to dokonałbyś obecnie zmiany na stanowisku trenera naszej narodowej reprezentacji?

M.Cz. Odpowiem tak. Myślę, że gdyby nie zwolniono ze stanowiska przed dwoma laty szwedzkiego trenera Petera Ekrotha wraz z jego całym sztabem szkoleniowym, czyli Wojtkiem Tkaczem i Tomkiem Wawrzkiewiczem, to nie byłoby tego problemu, jaki ma dzisiaj trener Wiktor Pysz. Po spadku do grupy C nie widzę żadnej innej możliwości, jak tylko zmiana na stanowisku trenera kadry. Chyba że ktoś ma tutaj inne zdanie na ten temat.

J.B. Czy wcześniejsze zwolnienie trenera Ekrotha w związku z doszukaniem się tego, że nie posiada on właściwego przeszkolenia trenerskiego, przewidzianego przez nasze Ministerstwo Sportu, uważasz za zasadne?

M.Cz. On miał takie same wykształcenie trenerskie jak na przykład trener reprezentacji Szwecji, legendarny Dan Doke Gustavsson. Lepszych papierów trenerskich nie można już mieć. Problem polegał, niestety, na czymś innym. Przepisy naszego Ministerstwa Sportu stawiają na promocję, czyli zatrudnianie w pierwszym rzędzie rodzimych trenerów. Temu się nie dziwię. Wówczas jest możliwe dofinansowanie pensji trenera z budżetu Ministerstwa Sportu. Wtedy Polski Związek Hokeja na Lodzie jest w dużym stopniu odciążony, gdy chodzi o płacenie miesięcznej gaży. Kiedy takim trenerem jest osoba z zagranicy, taka możliwość nie istnieje. Klasycznym tego przykładem była kiedyś sytuacja Leo Beenhakkera byłego selekcjonera polskiej reprezentacji piłkarskiej.

J.B. Piastowałeś kiedyś funkcję menedżera reprezentacji Polski. Czy chciałbyś kiedyś ponownie wrócić do pracy z naszą kadrą?

M.Cz. Skoro ja, a też i inni zastali odsunięci od działalności w polskim hokeju, to na razie konsekwentnie trzymam się tego stanu rzeczy. Gdy kiedyś zaistnieją inne warunki ku temu, to oczywiście nie powiedziałem tego, że biorę rozbrat z działalnością w hokeju do końca życia. Przecież teoretycznie mogę do niego wrócić za dwa, trzy czy pięć lat. Tego w tej chwili nie wiem. Jedno jest jednak pewne. Polski hokej potrzebuje świeżej krwi i bardzo solidnej podstawy finansowej. Tylko wtedy prezes związku będzie mógł pozwolić sobie na opłacenie trenerów najwyższego poziomu.

J.B. Zakończony sezon w polskiej lidze hokejowej przebiegł według Ciebie zgodnie z oczekiwaniami?

M.Cz. Na pewno Cracovia zasłużenia zdobyła tytuł mistrza Polski. Była poza zasięgiem. GKS Tychy próbował z nią walczyć. Jednak był on do tych finałów, także pod względem fizycznym, gorzej przygotowany. Gdy chodzi o dół tabeli, to spadek Naprzodu Janów, nie jest niespodzianką. Klub ten już na samym starcie rozgrywek borykał się z problemami finansowymi.

J.B. Czy awans drużyny z Torunia do ekstraklasy, po rocznej przerwie, był dla Ciebie zaskoczeniem?

M.Cz. Na pewno nie. Gratuluję im tego awansu. Toruń to miasto o dużych tradycjach hokejowych i jego miejsce jest wśród tych najlepszych. Istnieje odpowiednie zaplecze dla tego sportu. Macie dwa piękne lodowiska obok siebie. Jak to dobrze, że prezydent Michał Zaleski bardzo dba o swoje miasto od strony sportowej. Oby teraz, po awansie, drużyna toruńska pokazała się z jak najlepszej strony i starała się walczyć o jak najwyższe trofea.

J.B. Polski Związek Hokeja na Lodzie zamierza dokonać reorganizacji rozgrywek krajowych. Chce bowiem na bazie istniejącej już tak zwanej Ligi Open oraz na bazie drużyn amatorskich utworzyć II i III ligę hokejową. Uważasz to za dobry pomysł?

M.Cz. Oczywiście, że tak. Im więcej drużyn, tym lepiej. Nareszcie zaczęto zauważać rangę i potrzebę istnienia hokeja na tym szczeblu. Odpowiedź może tutaj być tylko jedna. To bardzo dobry pomysł i jedna z dróg prowadzących do podniesienia poziomu naszego hokeja.

J.B. Grasz namiętnie, na razie amatorsko, w golfa. Zamierzasz zostać zawodowcem?

M.Cz. Musiałbym trenować po osiem godzin dziennie, aby móc myśleć o dobrych wynikach na poziomie zawodowym. Wtedy ponownie bym nie widywał swojej rodziny. A przecież nie po to kończyłem swojej kariery hokejowej. Amatorsko będę grał bardzo chętnie. Dlatego, że wtedy nadal zostaję w sportowej rywalizacji. Zimą byłem z rodziną w Tajlandii i grałem w turnieju World Golfers Championship. Występowałem w nim w koszulce z biało-czerwoną flagą. A to zawsze bardzo cieszy.

J.B. Niedawno grałeś w golfa w Hiszpanii w towarzystwie Jerzego Dudka, obecnie bramka Realu Madryt. Wybierasz się do niego ponownie?

M.Cz. Kiedyś pewnie pojadę. Teraz jednak będzie odwrotnie. Sezon piłkarski się w Hiszpanii niebawem się kończy i Jurek przyjeżdża do Polski. Być może więc zagramy gdzieś wspólnie na terenie naszego kraju.

J.B. Twój synek Iwo ma dwa lata. Zdążyłeś już zaobserwować, czy ma on jakieś ciągotki w kierunku sportu?

M.Cz. Na pewno w jego sytuacji istnieje większe prawdopodobieństwo, że zostanie on kiedyś sportowcem niż na przykład zawodowym pilotem. Koszula po prostu bliższa ciału. Czy jednak będzie sportowcem, czy też budowniczym lub będzie leczył zwierzęta, tego jeszcze jako jego ojciec nie wiem.

Teczka osobowa

Mariusz Czerkawski urodził się 13 kwietnia 1972 r. w Radomsku
Wzrost - 183 cm, waga - 90 kg
Grał w pięciu klubach NHL oraz po jednym w Polsce, Szwecji, Finlandii i Szwajcarii
Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski
Wziął udział w kilku filmach i serialach: „Lokatorzy”, „Święta wojna”, „Twarzą w twarz”, „Tylko miłość” i „Niania”
Żonaty dwukrotnie - z aktorką Izabelą Scorupco (1996-1998, córka Julia), od 2007 z modelką Emilią Raszyńską (syn Iwo)

 

Źródło: Nowości

wstecz

Kontakt

Bannery