Treść strony marzec_2006
Sezon słodko-gorzki
Rozmowa z JAROSŁAWEM MORAWIECKIM, trenerem TKH ThyssenKrupp Energostal Toruń
- TKH zakończył sezon w PLH na 5. miejscu. Nie tak miało być, chyba wszyscy - z panem na czele - chcieliśmy grać o medale?
- Niestety tak. Plan minimum to było wejście do finałów play off, a tam walka o jeden z medali. To nam się nie udało. W czym widzę zasadniczą przyczynę? Jest ich wiele, ale według mnie za późno "weszliśmy w sezon". Początek ligi w naszym wykonaniu był bardzo słaby, traciliśmy punkty i dystans do czołówki PLH. Dlaczego tak się dzieje? Moim zdaniem powinniśmy znacznie wcześniej zaczynać treningi na lodzie. Inne drużyny jak Unia Oświęcim, Cracovia, Podhale, czy nawet Stoczniowiec, trenowały na łyżwach już od 20 lipca. Pamiętam turniej w Nowym Targu w połowie sierpnia, na który pojechaliśmy z marszu, po trzech dniach spędzonych na lodzie, w tych sparingach różnice miedzy nami a rywalami były kolosalne. Strat z początku sezonu nie udało nam się odrobić, choć od III rundy przyszła wyraźna zwyżka formy, zaczęliśmy wygrywać z czołówką. Potem był spory sukces w postaci Pucharu Polski. TKH po raz pierwszy w historii zdobył to trofeum.
- Zatrzymajmy się w tym miejscu. Po zdobyciu pucharu wydawało się, że nikt i nic już nie powstrzyma "Stalowe Pierniki" w marszu w górę tabeli. Tymczasem kilka dni po sukcesie w Nowym Targu przegraliście u siebie z "Szarotkami", a potem po dogrywce w Gdańsku ze Stoczniowcem.
- Być może był to jeden z momentów gdzie przegraliśmy swoją szansę. TKH nie powinniśmy sobie pozwolić na przegraną z Podhalem u siebie. Górale wzięli wtedy rewanż za niepowodzenie w pucharze. My natomiast chyba za bardzo uwierzyliśmy we własne możliwości, w zespole pojawiło się chwilowe rozprężenie. Podhale szczęśliwie wygrało z nami po dogrywce. Stoczniowiec to osobny temat. Z rywalami z Gdańska od zawsze gra się toruńskiej drużynie ciężko. W tym sezonie wyjątkowo źle wyglądają nasze statystyki w starciu ze "Stocznią". Jest jakaś blokada, albo też oni mają na nas patent.
- W środku sezonu pojawiły się głosy, że drużynie potrzebny jest psycholog, skoro o porażkach decydują nie umiejętności techniczne, kondycja, tylko... głowa.
- Rzeczywiście była taka propozycja, ale trudna do zrealizowania. Tak osoba musiałaby pracować indywidualnie z każdym zawodnikiem, w naszych warunkach ciężko byłoby to przeprowadzić. Zawodnicy nie byli zachwyceni tym pomysłem, poza tym byłyby to dodatkowe koszty.
- Tymczasem przyszła ostatnia VI runda i sławny już mecz w Nowym Targu. Jak można było zremisować prowadząc 4:0?
- Zadziałały najgorsze z możliwych mechanizmy. Szybko i łatwo objęliśmy wysokie prowadzenie w meczu na szczycie. Zawodnicy byli sami zdziwieni tym faktem i zbyt szybko zaczęli bronić wyniku. Ja nastawiałem zespół na grę z kontry, ale od połowy spotkania tych kontr było jak na lekarstwo. Pojawiła się nerwowość, głupie kary. TKH nie realizował ustalonej taktyki i skończyło się remisem.
- Ma pan opinię specjalisty od przygotowania kondycyjnego. Tego graczom TKH nikt nie mógł odmówić, ale skuteczność pod bramką i realizacja taktyki były piętą achillesową drużyny.- Od dwóch lat prowadzę TKH i staram się zawodnikom wpoić grę z kontry. Bronimy wszyscy i czekamy na błąd, potem szybki rajd na bramkę rywala i gol. Niestety, wielu zawodników ma zakodowaną w głowie grę systemem 2-1-2. Osobny temat to skuteczność. Ja dorosłych ludzi nie nauczę strzelać, choć w końcu wprowadziłem dodatkowe treningi strzeleckie, co dało poprawę. Powtarzam potencjał w tej ekipie jest ogromny. Obiektywnie byliśmy mocniejsi niż w finałach play off rok temu. Gdybyśmy się w nich znaleźli pewnie byłby medal. Szczególnie gdy patrzę na rywalizację Unii Oświęcim z Podhalem. To były zespoły w naszym zasięgu.
- Kontuzje nie omijały pana drużyny.- Zaczęło się jeszcze w okresie przygotowawczym. Wawrzkiewicz, Laszkiewicz, Korczak, Dołęga. Brakowało mi środkowych napastników. Drugi nominalny - Michał Mravec dołączył do nas w grudniu. To też świadczy o skali problemu. Na początku brakowało mi także obrońców, z konieczności na tych pozycjach występowali napastnicy. W takich warunkach ciężko o sukces.
- Sezon 2005/06 to juz historia. Co będzie w przyszłym? Zamierza pan zostać w TKH?
- To zależy od dwóch czynników. Po pierwsze, czy zarząd klubu będzie mnie widział na tym stanowisku, po drugie jaki będzie skład drużyny. Nie ukrywam, że interesuje się mną macierzysty klub Zagłębie Sosnowiec.
- Jakich ruchów kadrowych potrzebuje TKH?- Nigdy nie byłem zwolennikiem rewolucji. Przy utrzymaniu dotychczasowego trzonu kadry, potrzebować będziemy czterech graczy - dwóch środkowych napastników i dwóch obrońców. Poza tym jeśli zostanę trenerem na przyszły sezon, to bezwzględnie będę walczyć o to by wcześniej zacząć przygotowania na lodzie, przynajmniej 20 lipca. Nie możemy popełnić błędu sprzed roku.
- Jak pan ocenia obcokrajowców?- Milan Furo miał zdecydowanie lepszy sezon. Michal Mravec - mimo swych lat - sprawdził się jako rozgrywający. Nie jestem w pełni zadowolony z Vadimsa Romanovskisa. Łotysz to z pewnością dobrze wyszkolony gracz, ale mało skuteczny. Strzelił tylko dziewięć bramek, to trochę za mało. Vadims gra zbyt indywidualnie, jego ładne dla oka rajdy przynoszą niewiele korzyści drużynie. Dobrze egzekwowane karne w Pucharze Polski nie zmienią mojej oceny. Poza tym słyszałem, że ma propozycje z Łotwy.
Rozmawiał Marcin Drogorób (Gazeta Pomorska)