Treść strony luty_2007
EIHC obnażył słabości reprezentacji
Na turnieju EIHC w Toruniu wszystko było średnie: gra biało-czerwonych, frekwencja na trybunach i doping. Impreza na Tor-Torze była odzwierciedleniem sytuacji polskiego hokeja.
- Moja drużyna jest w przebudowie, do Torunia przywiozłem dziesięciu nowych młodych hokeistów, dlatego wynik 4:0 z Polską jest dla mnie miłą niespodzianką i radością - mówi Pat Cortina, trener Madziarów. - Mieliśmy chyba więcej ochoty do gry, mój młody zespół harował na całym lodowisku przez 60 minut i w tym tkwi nasz sukces. Mam szacunek dla polskiego hokeja, uważam że macie utalentowanych, dobrze wyszkolonych graczy, tym bardziej cieszy mnie zwycięstwo.
W zupełnie innym nastroju był szkoleniowiec kadry Polski Rudolf Rohaczek.
- Przed imprezą ostrożnie wypowiadałem się na temat wygrania turnieju, ale po dwóch łatwych wygranych z Litwą i Chorwacją liczyłem, że poradzimy sobie także z Węgrami - mówi Rohaczek. - Szczególnie ten ostatni mecz pokazał, że musimy popracować nad grą w obronie, przede wszystkim nad szybkim przechodzeniem z obrony do ataku, z tym mamy kłopoty, a Węgrzy robią to znakomicie. Drużyna chyba już przed meczem uwierzyła, że ma wygraną w kieszeni.
Słowa trenera potwierdza menedżer Krzysztof Oliwa.
- To jest cały czas gra bez pomysłu, bez strategii i bez ducha - mówi zdobywca Pucharu Stanleya. - Nasi obrońcy za długo przetrzymują krążek, to nie do pomyślenia w nowoczesnym hokeju, gdzie trzeba szybko wyprowadzić akcję. W ogóle zaangażowanie w grę było mizerne, nie widziałem woli walki.
Więcej ostrych słów biało-czerwoni usłyszeli w szatni. Wychodząc wściekły Oliwa tak trzasnął drzwiami, że omal nie wyleciały z futryny.
Z czterech graczy TKH na lodzie w zasadzie występowało trzech. Jarosław Kłys najdłużej przebywał na lodzie, ale też popełnił najwięcej błędów. Być może nie wytrzymał presji gry przed własną publicznością. Jarosław Dołęga zdobył bramkę i asystę, ale narzekał, że Rohaczek za rzadko wypuszcza go na lód. Piotr Koseda wystąpił w spotkaniach z Chorwacją i Węgrami, ale niczym nie zachwycił. Bartosz Dąbkowski wyjechał 4 (słownie: cztery!) razy na lód w meczu z Litwą, więc trudno go oceniać.
Do poziomu naszych reprezentantów dostosowali się kibice. Choć z frekwencją nie było tak źle (po 2 tys. na każdym meczu) to długo nie było zorganizowanego dopingu, który poderwałby do walki biało-czerwonych. Organizatorzy dopiero przed ostatnim meczem wpadli na pomysł, by spiker podgrzewał atmosferę. Na niektórych meczach z udziałem TKH bywało lepiej.
PRZEPRASZAMY KIBICÓW
MARCIN JAROS, najskuteczniejszy napastnik reprezentacji Polski: - Mimo że zdobyłem 5 punktów w punktacji kanadyjskiej to nie jestem do końca zadowolony z występu w turnieju EIHC w Toruniu, ponieważ wynik reprezentacji chyba nikogo nie satysfakcjonuje. Liczyliśmy na zwycięstwo w pierwszym w tym roku turnieju organizowanym w naszym kraju, chcieliśmy się pokazać przed kibicami. Pierwsze dwa mecze choć wygrane, nie były najlepszej jakości, jeśli chodzi o grę. A z Węgrami już zupełnie zawaliliśmy mecz. W imieniu swoim i drużyny przepraszam kibiców za porażkę 0:4. W niedzielę nic nam nie wychodziło. Wyszliśmy na lód bez pomysłu na grę. Węgrzy nas boleśnie wypunktowali.Po dwóch efektownych wygranych - 3:0 z Litwą i 9:2 z Chorwacją - biało-czerwonym przyszło przełknąć gorzką pigułkę w starciu z Węgrami. Polak i Węgier bratankami są w przysłowiu, na lodzie rywale - znakomicie prowadzeni przez kanadyjskiego szkoleniowca Pata Cortinę - pokazali na czym polega we współczesnym hokeju pressing, wykorzystanie przewagi liczebnej oraz jak się gra z pełnym zaangażowaniem. Tego ostatniego także Polakom zabrakło.
Marcin Drogorób (Gazeta Pomorska)