Treść strony SEZON 2007/ 2008
Szczęśliwy, że żyje
- Ziemia osunęła mi się spod nóg, ale to, co najgorsze mam już za sobą - mówi Adam Fraszko. Hokeista TKH przechodzi rehabilitację po operacji tętniaka mózgu.
W maju u Adama Fraszko zdiagnozowano tętniaka mózgu. - Wcześniej miałem częste bóle głowy, które nachodziły mnie zazwyczaj po meczu, jak jeszcze uprawiałem hokej, ale tłumaczyłem to sobie zmęczeniem - wspomina zawodnik. - W maju badania wykazały, że mam lekkie nadciśnienie i dostałem skierowanie do neurologa. Dowiedziałem się, że wszystko jest w porządku z moim zdrowiem. Jedenastego maja miałem bardzo silny ból głowy, więc pojechaliśmy z bratem do lekarza. W końcu kazano mi się udać na badania tomograficzne. Okazało się, że mam już krwawiącego tętniaka. Od razu zawieziono mnie do Bydgoszczy. Z tego co mi mówiła żona, to już wtedy miałem bezwład w lewej części ciała.
Życzenia nawet z USA
W tym czasie wiadomość o chorobie hokeisty rozeszła się po hokejowej Polsce. Wyrazy wsparcia i otuchy napływały z każdego zakątka kraju. - Jakiś czas temu dzwonił do mnie były kierownik sanockiego klubu, który przebywa w Stanach i o całym zdarzeniu dowiedział się z internetu - mówi Fraszko. - Dziwił się, że mam aż tylu kibiców i przyjaciół.
Operacja usunięcia tętniaka zakończyła się sukcesem. Adam przeżył. - Lekarz mówił, że najważniejsza będzie pierwsza, trzecia i siódma doba - kontynuuje hokeista. - Wszystkie przetrwałem. W sumie to niewiele pamiętam z Bydgoszczy, chyba musiałem dostawać jakieś silne środki. Kojarzę jedynie jak żona przychodziła i woziła mnie na wózku. Pomoc członków rodziny była zbawienna. Na pewno samemu nie dałbym sobie z tą chorobą rady, szczególnie psychicznie.
To jest trochę takie szczęście w nieszczęściu, że ten tętniak ujawnił się akurat teraz
Z każdym kolejnym dniem poprawiał się jego stan zdrowia. - Wydaje mi się, że wpływ na to ma fakt, że przez wiele lat uprawiałem sport - przypuszcza. - Mam silny organizm i rehabilitacja przychodzi mi z dużą łatwością. To jest trochę takie szczęście w nieszczęściu, że ten tętniak ujawnił się akurat teraz, czyli w takim okresie, kiedy mogę z nim walczyć sam. Gdyby to się stało kilkanaście lat później to mógłby być dramat. Natomiast gdyby stało się to piętnaście lat wcześniej to też byłoby tragicznie. Teraz akurat kończyłem karierę hokeisty i przyjmuję to inaczej, wówczas byłem u jej progu i nie wiem czy bym to zniósł.
Dużo do myślenia
Adam Fraszko otrzymał od losu drugie życie. - Jestem szczęśliwy, że żyję - przyznaje. - Trochę ziemia osunęła mi się spod nóg, ale to, co najgorsze mam już za sobą. Będąc w szpitalu widziałem wielu ciężko chorych ludzi. Człowiek nie zdaje sobie z tego w ogóle sprawy, gdy przechodzi obok budynku. To daje do myślenia.
Pomimo zakończenia kariery w ubiegłym sezonie wychowanek toruńskiego klubu wciąż tęskni za lodowiskiem. Przebyta operacja spotęgowała to uczucie. - Zamierzam dużo ćwiczyć i za jakiś czas okaże się czy będę mógł wystąpić w jakimś meczu oldbojów - nie ukrywa nadziei. - W piątek przyjechał do mnie brat i zobaczyłem u niego w samochodzie kij i rękawice. Ten widok trochę mnie uderzył, bo zdaję sobie sprawę, że nie będę grał już profesjonalnie w hokeja. Póki co liczę, że uda mi się dotrzeć o własnych siłach na pierwszy mecz chłopaków przed własną publicznością we wrześniu.
Dziękuję, przyjaciele
Adam Fraszko chciałby podziękować wszystkim ludziom, którzy przyczynili się do organizacji meczu charytatywnego, z którego środki zostaną przeznaczone na jego leczenie, kibicom, uczestnikom, sponsorom za wsparcie duchowe i finansowe oraz tym wszystkim, którzy opiekowali się nim w trakcie choroby.
- Było podobno bardzo pięknie, bo widziałem w telewizji i słyszałem relacje żony oraz brata. Dziękuję Sławkowi Kiedewiczowiczi, Krzysztofowi Jaroszewiczowi, Zbigniewowi Jaskólskiemu, wszystkim organizatorom, kibicom, uczestnikom oraz sponsorom. Chciałem także szczególnie podziękować ludziom, którzy opiekowali się mną na oddziale rehabilitacyjnym szpitala na ulicy Batorego - dodaje hokeista.