Treść strony SEZON 2007/ 2008
Klęska TKH - Sanok i Oświęcim zamiast Tychów i Krakowa
Dali z siebie wszystko, ale to nie wystarczyło. Drużyna TKH najbliższe dwie rundy rozegra w grupie najsłabszych.
- To nie koniec sezonu - uważa Marian Pysz. - Trzeba utrzymać siódme miejsce. Nie może dojść do demontażu drużyny.
Przed
ostatnimi dwiema kolejkami torunianie mieli punkt straty do szóstego w
tabeli Naprzodu. Nawet, gdyby wygrali dwa spotkania to i tak musieli
liczyć na potknięcie zespołu z Katowic. W piątek na Tor-Torze pojawił
się lider tabeli.
Przepowiednia się spełniła
Cracovia miała dotychczas bardzo korzystny bilans
meczów z TKH, ale tym razem nie była już tak przekonująca. - W mojej
opinii ten mecz był rozstrzygnięty po pierwszych kilkunastu minutach -
twierdzi Rudolf Rohacek, szkoleniowiec krakowskiej ekipy. - Dostaliśmy
trzy bramki, które ustawiły spotkanie. To była gra na stojąco, bez
jazdy. Zawodnicy myśleli, że zwycięstwo przyjdzie im bardzo łatwo.
Dopiero
w drugiej tercji po wprowadzeniu Kowalówki i Daniela Laszkiewicza do
pierwszej formacji trochę się rozkręciliśmy i udało się zdobyć gola
kontaktowego. W wyrównaniu przeszkodził nam Plaskiewicz.
-
Trzy punkty w tym meczu były warunkiem koniecznym, żeby w ogóle myśleć
jeszcze o powalczeniu o szóste miejsce - mówi Pysz. - I ten cel
osiągnęliśmy.
Równolegle w Janowie trwał mecz z Podhalem,
który gospodarze również wygrali, pokonując swoich rywali po raz trzeci
w tym sezonie. - Wszystko rozstrzygnie się w ostatniej kolejce -
przepowiadał kilka tygodni temu Andrzej Masewicz, drugi trener TKH i
miał rację.
Niedziela miała być dniem prawdy. Mecz ze
Stoczniowcem układał się dla przyjezdnych dobrze, przynajmniej do końca
pierwszej tercji, którą zakończyli jednobramkowym prowadzeniem, a po
akcji Dąbkowskiego, Bomastka i Mravca, dającej drugiego gola, ręce same
składały się do braw. Po przerwie Stoczniowiec się obudził. -
Przełomowym momentem tego spotkania mogła być akcja Vercika i
Marmurowicza jeszcze w pierwszej tercji - uważa Marian Pysz. -
Gospodarze byli przestraszeni i jakby padła wtedy bramka to mielibyśmy
ten mecz pod kontrolą. Słowak jednak zamiast podawać do partnera z
ataku sam uderzył, co nie dało żadnego rezultatu.
W drugiej
tercji losy meczu odwróciły się kompletnie. To Gdańsk wyszedł na
prowadzenie. W tym momencie w Tychach zakończyła się konfrontacja GKS z
Naprzodem. Janów nie zdobył nawet punktu, więc drużynie TKH wystarczyła
wygrana po dogrywce lub karnych. - Po drugiej tercji dotarła do nas
informacja o rezultacie z Tychów - mówi Bartosz Dąbkowski. - Ujrzeliśmy
własną szansę i rzuciliśmy się na rywali.
To po jego golu torunianie odzyskali jednobramkową
przewagę w 47. minucie. Nie trwała ona jednak zbyt długo. Na ławkę kar
za przewinienie na Milanie Furo powędrował Cychowski, a sam
poszkodowany pokonał Plaskiewicza jeszcze w przewadze. Duży udział w
tej bramce miał Michal Mravec, który zapędził się zaraz po wznowieniu
wraz z Marmurowiczem i Vercikiem niemal pod linię niebieską. - Mogłem
desygnować Piotra Kosedę albo Roberta Fraszko, ale postawiłem na Mravca
- mówi trener TKH. - Jest zawodnikiem 35-letnim, bardzo doświadczonym,
ale w tej akcji zachował się fatalnie.
Za chwilę padła piąta
bramka dla Stoczni, po tym jak goście otrzymali karę techniczną za
nadmierną ilość graczy na lodzie. - Jeżeli zawodnik zjeżdża do boksu to
powinien to sygnalizować wysoko uniesionym kijem - kontynuuje Pysz.
Przyjezdni
przegrali. W Janowie zapanowała radość. - Ten mecz pokazał mi po raz
kolejny, że doświadczenie to rzecz święta - dodaje szkoleniowiec. - Na
pewno zawodnicy będą teraz trochę podłamani, ale trzeba się dźwignąć do
góry. Zdarza się człowiek pada na kolana, ale ja tego nie akceptuję i
od razu wstaję.
Paweł Kumiszcze (Gazeta Pomorska)