Treść strony listopad_2007
Mojmir Musil czekał na oferty z zagranicy
Rozmowa z MOJMIREM MUSILEM nowym nabytkiem TKH.
- Ostatnio grałeś w drugoligowym Jabloncu, nie był to chyba szczyt marzeń.
-
Ale nie siedziałem z założonymi rękoma. Wszystko przez to, że w
poprzednim klubie Vrchlabi miałem duże problemy z rozwiązaniem
kontraktu i kiedy negocjacje się wreszcie powiodły był wrzesień i
miejsca w lepszych zespołach zostały dawno zajęte.
- Jeszcze w sezonie 2005/06 reprezentowałeś barwy ekstraligowej Nitry.
-
Byłem tam przez jeden sezon, ale pojawiły się problemy z wypłatami.
Działacze chcieli, żebym został, ale ja postawiłem warunek, że muszą
wypłacić mi wszystkie zaległości. Tak się jednak nie stało. W tym
czasie urodziła mi się też córka, więc przyjąłem ofertę z Vrchlabi.
Menedżer zespołu chciał awansować do pierwszej ligi (drugi poziom -
przyp. aut.) i pościągał napastników. Sezon się rzeczywiście udał, bo
wypełniliśmy jego plan w stu procentach. Dla większości graczy przyszły
jednak cięższe czasy, bo klub podpisał umowę z ekstraligowym Libercem i
stał się jego farmą. W praktyce wyglądało to w ten sposób, że
zawodnicy, którzy nie łapali się do kadry w najwyższej klasie
rozgrywkowej przychodzili do Vrchlabi i grali tam za darmo, bo cały
czas opłacał ich Liberec. W drużynie zostało właściwie tylko siedmiu
hokeistów z poprzednich rozgrywek. Mój przypadek był o tyle
skomplikowany, iż miałem podpisany trzyletni kontrakt. Już latem nie
otrzymywałem wynagrodzenia a jednocześnie klub nie chciał ze mną
rozwiązać umowy. Porozumieliśmy się, tak jak mówiłem wcześniej, dopiero
we wrześniu.
- Jablonec był jedyną opcją?
- Trenowałem
już z tym zespołem, jednocześnie czekając na oferty zza granicy.
Pojawiła się jedna z Włoch, ale okazało się, że w końcu do tej drużyny
ściągnięto Szwedów i dla mnie nie było już miejsca. Niedawno miałem
jeszcze sygnał z ligi węgierskiej z zespołu Dunaujvaros. W związku z
tym jednak, że z Janowa wrócił tam Imre Peterdi, który był po prostu
tańszy, nic z tego nie wyszło. Trzy tygodnie temu pojawił się temat
Torunia, ale potem zaległa cisza. Teraz na dniach dostałem wiadomość od
menedżera, że mam przyjeżdżać. Chciałbym tutaj grać.
- Masz jakieś pojęcie o polskiej lidze?
-
Małe. Próbowałem szukać trochę informacji w internecie, także o TKH,
ale niewiele udało mi się znaleźć. Rozmawiałem z Rudolfem Vercikiem i
Vladimirem Burilem. Znam kilku zawodników, którzy na przestrzeni
ostatnich kilkunastu lat grali w Czechach. Jak sobie radzi Krakowie
Roman Hlouch?
- Początek miał słaby. Teraz atak z nim Badzo i rosjaninem Spirinem punktuje coraz częściej.
-
Badzo? Cygan z Ostravy. Też go kojarzę. Wracając do Hloucha to pamiętam
go z play-off, kiedy Liberec walczył z Trzyńcem i prezentował się wtedy
wybornie. Znam jeszcze Josefa Vitka, Mariana Kacira i Robina Bacula
oraz Roberta Pospisila, z którym grałem w Libercu.
- Będziesz miał więcej znajomych, niż w Wielkiej Brytanii.
-
To fakt, bo kiedy grałem w London Racers w tamtejszej lidze to 90
procent graczy było Kanadyjczykami. Z tego co pamiętam było trzech
Czechów, dwóch Słowaków i jeden Fin. Życie tam podobało mi się bardzo i
szczerze mówiąc był to dla mnie zupełnie inny świat. Poziom rozgrywek
nie był zły, ale akurat moja drużyna należała do najgorszych. Byliśmy
na ostatnim miejscu ze stratą czterdziestu punktów do lidera a pierwsze
zwycięstwo odnieśliśmy dopiero w styczniu. Naprawdę nie dawało to
żadnej radości z gry. Ogólnie styl gry w lidze jest twardy, ale gra się
fair. Dodatkowo jest oparty na wrzucaniu krążka do tercji i gonieniu,
więc wpływ Kanadyjczyków jest ogromny.
- Czemu zaczynałeś w Slavii a nie w Sparcie Praga?
-
Grałem na początku w TK Konstruktiva Praga. Trafiłem potem akurat do
Slavii, bo złożono mi z tego klubu propozycję. Nie mogłem jej nie
przyjąć (smiech). Wtedy ten zespół grał tylko w pierwszej lidze. Teraz
jest na czele ekstraligi. Pierwszy raz zagrałem na najwyższym poziomie
rozgrywek dopiero w Plzeniu w 1996 roku. Pamiętam, że graliśmy ze
Spartą. Przez wiele lat występowałem w I lidze, ale z trzema zespołami
awansowałem wyżej - z Libercem, z Kladnem i Budejovicami.
- W Twojej rodzinie są jakieś tradycje hokejowe?
-
Nie ma. Tylko ja związałem się z hokejem. Ojciec biegał natomiast na
długich dystansach. Ćwiczył z Kenijczykami w górach (śmiech). Żartuję.
Rozmawiał Paweł Kumiszcze (Gazeta Pomorska)